Coś w życiu umykało
Po wszczepieniu implantu, jak opowiadają rozmówcy, ma się takie uczucie, jakby osoba niewidząca nagle przejrzała na oczy. Świat robi się głośny. Pojawiają się dotąd nieznane dźwięki, nie zawsze miłe dla uszu.
“Nadal często tak mam, że jak hamuje przy mnie autobus, potrafi mnie aż rozboleć głowa z natężenia tego dźwięku, bo nigdy wcześniej go nie znałem. Poza tym autobusy mają jeszcze często rozregulowane hamulce i nie jest to wcale miły dźwięk. Na początku też podskakiwałem, gdy ktoś wrzucał sztućce do zlewu, który był metalowy. Nie słyszałem tego wcześniej tak głośno. Sporo piosenek też się zmieniło. Wiele ulubionych przestało nimi być, ale też polubiłem te do tej pory nielubiane. Okazało się, że mają partie, których nigdy wcześniej nie słyszałem. W tym miejscu, gdzie sądziłem, że jest chwila ciszy dla zadumy, nagle pojawił się kwartet smyczkowy” – opisuje Michał.
Trzeba najpierw nauczyć się jeździć
Sama rehabilitacja po wszczepieniu implantu wymaga pewnego wysiłku i czasu. Ale jest kluczowa, bo od niej zależy to, jak będzie pacjent słyszał i porozumiewał się.
“Nie trzeba już iść na piechotę, bo dostało się rower, ale to nie znaczy, że się dojedzie w ciągu 10 minut do celu. Najpierw trzeba nauczyć się jeździć” – zaznaczył Michał.
Prof. dr hab. n. med. Piotr Skarżyński z Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach wyjaśnia, że rehabilitacja to dopiero początek drogi. Po pierwsze należy nauczyć się słuchać. Zaznajomić się z dźwiękami, by nie reagować na nie przesadnie, nie bać się ich.
“Najpierw trzeba zapoznać się z dźwiękami i tym, w jaki sposób są one przetwarzane przez procesor, jak docierają do kory skroniowej. Trzeba ją w odpowiedni sposób stymulować. Na początku terapii wprowadza się łagodne dźwięki. Potem zaczyna się naukę monosylabową, pacjent uczy się kojarzyć to, co się mówi z obrazkami, które widzi. Pacjenci też muszą nauczyć się rozumieć osobę, która zadaje pytanie. Tych terapii jest wiele. Istnieją pewne ogólne schematy, ale ważne jest indywidualne podejście do każdego pacjenta” – zaznaczył profesor w rozmowie z Serwisem Zdrowie.
Natomiast neurochirurg Michał Osiński radzi, by nie zamykać się w ciszy, tylko wyjść i poznawać nowe dźwięki. Wystawić się na nie. Technicy w tym skutecznie pomagają.
Odpowiednio dostrajają dźwięki, by nie powodowały dyskomfortu.
“Dość długo walczyłem na przykład z dźwiękiem ssaka na sali operacyjnej. To jest taki dość wysoki świst. Gdy szkoliłem się z neurochirurgii i wypadało słyszeć, co mówi starszy kolega przy stole operacyjnym, ten dźwięk wchodził mi w pole słyszenia i je zagłuszał. Czasami nie byłem w stanie dobrze słyszeć innej osoby, ale dzięki tym kilkunastu wizytom udało się to wszystko opanować i ssak nie przeszkadza mi już w pracy” – zaznaczył neurochirurg.
Implant – małe, prawie niewidoczne urządzenie
Implant wszczepia się osobie, która ma częściową (np. nie rozumie mowy w szumie) lub całkowitą głuchotę. Z założenia już na całe życie. To mały przezroczysty przewód, który trzeba przeprowadzić przez część kości skroniowej – wyrostek sutkowy – do ślimaka w uchu środkowym. Ta struktura jest generatorem impulsu. Zaszyta zostaje z magnesem pod skórą, a część zewnętrzna – procesor, również z magnesem, zbiera fale dźwiękowe i przekazuje je przez elektrody do ślimaka. W ten sposób powstaje dźwięk. Procesor przyczepia się za uchem do magnesu, który jest pod skórą. Aparat słuchowy pomaga przy wadach słuchu (np. uszkodzeniu nerwów), ale gdy niedosłuch jest większy, np. jak w przypadku Weroniki, powyżej 90 decybeli, implant jest konieczny, by pacjent mógł słyszeć. Sama operacja wszczepienia w doświadczonych rękach lekarza nie jest zbyt skomplikowana i niebezpieczna. W Polsce wykonuje się ją w wysokospecjalistycznych placówkach u 500-900 pacjentów rocznie.
“Kiedy widzimy, że rozwój z aparatem słuchowym nie jest prawidłowy, kierujemy pacjenta na diagnostykę w kierunku wszczepienia implantu ślimakowego. Jeśli niedosłuch jest bardzo głęboki, to nie ma innego wyjścia i wtedy decydujemy się na implantację, najczęściej między 6. a 24. miesiącem życia. Istotne jest, by z tym nie zwlekać – pierwsze lata są bardzo istotne dla rozwoju mowy u dziecka” – zaznacza prof. Skarżyński.
Osoba, która nie słyszy, nie jest w stanie rozwinąć mowy, ponieważ najpierw odbieramy dźwięki, a dopiero potem je naśladujemy.
“Jeśli na przykład jakaś osoba nie słyszała trzydzieści lat, a został jej wszczepiony implant, to rozwinięcie u niej prawidłowej mowy jest praktycznie niemożliwe. Może to zrobić w stopniu pozwalającym na komunikację z otoczeniem, ale nigdy nie będzie to do końca prawidłowa mowa. Dlatego tak istotna jest ta wczesna diagnostyka. Obecnie, dzięki programowi badań przesiewowych noworodków, jesteśmy w stanie szybko wykryć ciężkie wady słuchu” – podkreślił profesor.
Przyczyny głębokich wad słuchu
W tej chwili powszechne badania przesiewowe słuchu wykonywane są standardowo, gdy dziecko przychodzi na świat. Tylko w wyjątkowych sytuacjach tego się nie robi. Przyjmuje się, że blisko 99 proc. dzieci jest badanych pod kątem wad słuchu już w szpitalu, tuż po narodzinach.
“Badanie przesiewowe jest w Polsce wykonywane przy użyciu otoemisji akustycznej. Ta metoda wykrywa wady głębszego niedosłuchu lub całkowitej głuchoty związanej ze ślimakiem, czyli odbiorem dźwięków. Natomiast takie badanie zawsze jest obarczone jakimś błędem. Na przykład pozostałość wód płodowych może spowodować, że badanie jest fałszywie pozytywne, czyli wynik jest nieprawidłowy. Jeśli pojawi się jakakolwiek wątpliwość, takie dziecko jest kierowane do punktu referencyjnego drugiego stopnia, gdzie wykonywane są badania bardziej szczegółowe, by potwierdzić ewentualną wadę lub ją wykluczyć” – wyjaśnia prof. Skarżyński.
W Polsce około troje dzieci na 1000 rodzi się z bardzo głęboką głuchotą, która wymaga leczenia przy użyciu implantów ślimakowych. Jakie mogą być jej przyczyny? Jedną z nich jest zespół TORCH. To akronim od czynników, które go wywołują: Toxoplasmosis (toksoplazmoza); Other (inne – wirus B10, ospa wietrzna), Rubella (różyczka), Cytomegalovirus (cytomegalia) oraz Herpes simplex (wirus opryszczki).
“Oznacza to, że mama, będąc w ciąży, przeszła jakąś infekcję np. toksoplazmozę, różyczkę, ospę lub inne choroby zakaźne. Najbardziej niebezpieczny jest pierwszy trymestr. Takie choroby mogą spowodować, że dziecko urodzi się z głębokim niedosłuchem. Inną przyczyną mogą być zespoły genetyczne, które można często wykryć już w czasie ciąży. Do uszkodzenia słuchu mogą prowadzić też przyczyny zewnętrzne np. niedotlenienie okołoporodowe. Bardzo rzadko zdarza się też, że dziecku, ze względu na stan zagrożenia życia, podawane są leki, które mogą być ototoksyczne” – wyjaśnił prof. Skarżyński.
Jednocześnie specjalista dodał, że te niedosłuchy, o których wspomniał, są nieodwracalne. W bardzo sporadycznych przypadkach, np. cytomegalii może okazać się, że niedosłuch nie jest bardzo głęboki, ale średni.
Badanie słuchu – proste badanie
Najprostszym badaniem diagnozującym uszkodzenie słuchu jest audiometria. Podaje się dźwięki o różnym natężeniu i częstotliwości, a pacjent naciska przycisk, gdy słyszy dany dźwięk.
“Są skale pokazujące jak wygląda norma i wtedy od razu widać odchylenia. Jeśli stwierdzi się nieprawidłowość, wykonuje się szereg dalszych badań. Implantu nie wszczepia się, gdy sam nerw jest uszkodzony” – wyjaśnia lekarz Osiński.
Nasz słuch jest w normie, jeśli jesteśmy w stanie usłyszeć ciche dźwięki o natężeniu od 0 o 20 decybeli. Lekki ubytek słuchu zaczyna się między 21 a 40 decybeli, umiarkowany 41–70 decybeli, a znaczny – 71- 90 decybeli.
„Próg bólu wywołanego przez dźwięk wynosi około 120 decybeli, a hałas powyżej 150 decybeli może powodować pęknięcie błony bębenkowej. Dla porównania, spokojne miejsce, takie jak biblioteka lub wiejska okolica, określa się na około 30 decybeli, chrapanie ma od 60 do 80 decybeli, naprawdę głośny grzmot to 120 decybeli, a przebywanie w pobliżu samolotu odrzutowego przy starcie naraża nas na 150 decybeli” – pisze Bill Bryson w książce zatytułowanej „Ciało – instrukcja dla użytkownika”.
Źródło: Serwis Zdrowie


